Monika Wądołowska osobiście o self-compassion

Monika Wądołowska
30 maja 2022

Mój wewnętrzny głos

 

Pamiętam dzień, w którym zrozumiałam, że głos, którym mówię sama do siebie, nie jest mi ani przyjazny ani… tak naprawdę mój. Objawiał się niekiedy bardzo subtelnie – silną złością, kiedy czułam, że coś mi się nie udawało albo odmówieniem sobie przyjemności czy odpoczynku po intensywnej, ale niezbyt satysfakcjonującej mnie pracy. W inne dni wybrzmiewał dość wyraziście silną krytyką, niezadowoleniem z siebie, brakiem życzliwości.

 

To nie było tak, że tego głosu nie zauważałam. Czasami słyszałam go bardzo wyraźnie, jednocześnie jednak nie zdawałam sobie sprawy, jak często byłam wobec siebie tak niewspierająca. Gdyby zapytać mnie wtedy o to, czy życzyłam sobie dobrze, czy chciałam być szczęśliwa to oczywiście – odpowiedź brzmiałaby TAK! Problem polegał na tym, że moje działania nie do końca były z tymi życzeniami spójne. Nie wtedy, kiedy wszystko szło dobrze, ale wtedy, kiedy było trudno. Wtedy, kiedy potrzebowałam tego najbardziej. Wtedy, kiedy tak miło jest, gdy ktoś nas wysłucha, pocieszy, przyniesie ulubioną herbatę, wyciągnie na spacer, przygotuje dla nas obiad, obdarzy dobrym słowem i czułym gestem. Nie zawsze potrafiłam przyjąć troskę innych, innym razem bardzo na nią czekałam, ale sama miewałam kłopot, by sobie ją okazać. W ten sposób to, co trudne stawało się jeszcze trudniejsze, kosztowało więcej energii, zmęczenia.

 

 

 

W grupie siła

 

Dziesięć lat temu, kiedy po raz pierwszy bardzo świadomie zdałam sobie z tego sprawę, ze zdumieniem usłyszałam jak wielu z nas to dotyczy. Jak wielu z nas bywa wobec siebie surowymi, nadmiernie krytycznymi i nie potrafi okazać sobie troski, ciepła w momentach trudnych. Grupa kursu współczucia, w którym wówczas brałam udział, szczerze dzieliła się swoimi doświadczeniami. Nasze oczy i serca powoli otwierały się nie tylko na ten fakt, ale i na to, że nie ma w tym naszej winy i że możemy, jeśli chcemy, rozpocząć zmianę. Zmianę ku temu, by stawać się naprawdę swoim serdecznym przyjacielem. Ku temu, by być przy sobie, nie opuszczać samych siebie, kiedy jest nam trudno. Ku temu by mówić do samych siebie tak jak chcielibyśmy by mówili do nas nasi bliscy w takich chwilach.

 

Ten proces rozpoczynał się od zrozumienia i wspierany był przez konkretne ćwiczenia medytacyjne z obszaru współczucia. Był dla mnie przełomowym doświadczeniem. Ale… współczuć sobie? Czy to nie przesada? Może to się wydawać dziwne, ale jeśli przyjrzymy się jednej z definicji współczucia, może będzie to mieć dla nas tak sens jak i wartość. Ta definicja mówi, że współczucie rodzi się, kiedy życzliwość spotyka cierpienie. To może być Twoja własna życzliwość – do siebie – zawsze. Możesz ją rozwijać. Zapraszam Cię na warsztat self-compassion !